Tak naprawdę nigdy nie wierzyłem w Boga, chodź wiedziałem, że coś jest, coś musi być, ale co? Byłem bandytą dla, którego nie było żadnej świętości. Mój nałóg ciągnął się przez 19 lat. Od narkotyków uzależniłem się w więzieniu. Mimo wspaniałej rodziny i trzynastoletniego syna ważniejsi byli koledzy i alkohol.
20 lutego 2004 roku wraz ze znajomym byliśmy na mecie gdzie spotkaliśmy dwóch zielonoświątkowców, którzy zaproponowali nam ośrodek dla osób uzależnionych. Obiecaliśmy, że następnego dnia, trzeźwi przyjdziemy do punktu. Ale niestety następnego dnia policja zabrała mnie do więzienia. Zostałem oskarżony o morderstwo. Myślałem, że nigdy nie wyjdę na wolność, ale Bóg miał inny plan. Po dwudziestu siedmiu miesiącach w zakładzie karnym o zaostrzonym rygorze, wyszedłem. Poszedłem do kolegi dzięki, któremu spędziłem wiele miesięcy w więzieniu. Nie chciał mi otworzyć, więc postanowiłem przespać się na wycieraczce. Byłem pijany i jak przez mgłę pamiętam dwóch ludzi- tych samych zielonoświątkowców, którzy proponowali mi pomoc kilka lat wcześniej. Tym razem wziąłem sobie do serca ich słowa. Teraz wiem, że to Bóg ich wysłał, aby podali mi pomocną dłoń. Posłuchałem ich, nie od razu, ale posłuchałem. Poszedłem do misji ??Nowa Nadzieja??. Zaproponowano mi ośrodek dla osób uzależnionych w Łękinii. Zgodziłem się od razu mimo, że nie wiedziałem do końca o co, chodzi z tym całym chrześcijaństwem. Na początku traktowałem to jak odpoczynek od alkoholu i narkotyków. Potrzebowałem trzeźwego myślenia, aby zająć się handlem prochami.
W ciągu dwóch tygodni terapii przeczytałem wszystkie ewangelie Nowego Testamentu oraz wiele broszur o tematyce chrześcijańskiej. Przyjąłem Jezusa do swojego serca, zmieniło się moje podejście do życia, moje cele oraz priorytety. Poznałem jak wielka jest łaska Boża. Teraz wiem, że On daje mi wszystko czego pragnę i wysłuchuje moich modlitw.
Moja terapia trwa już dziesięć miesięcy. Zostały mi jeszcze dwa. Wierzę, że tylko dzięki Bogu mogę ją skończyć i trwać dalej w trzeźwym życiu.
Robert